Jan Bielatowicz "CASSINO"
Chylą się gwiazdy, chylą się nieba,
Całuja otwarte groby.
Bóg się straszliwie na ludzi zagniewał
I zgarnął znad świata siedmiołuk tęczowy.
Upiorna zieleń i maków czerwień
I nocy groza, mylącej drogi -
Śmierć w martwej zastygła przestrzeni
Nad pospolitą rzeczą niekopanych mogił.
Kiedyś tu święty Benedykt
Na skalnym pagórze ściągał niebo w doły
I może w ciszy celi Boży słyszał werdykt,
Że góra spłonie chwałą przez tysięczne groby.
Gdzieś tam północą chadza anioł ciszy...
Tu klasztor pęka od płomieni armat
I huk moździeży słychac coraz bliższy,
Wysłany z piekieł kazamat.
Płoną ognie i dymy.
Z Casiliny
Patrole.
W śmiertelnym mozole.
Płyną ku górze muły, muły, ludzie, ludzie.
Wtem szatan upiory pobudził:
Cairo, Widmo i Angelo -
To anioł strącony z nieba -
Zwabione krwawą kąpielą
Jędze łby swoje oparły na brzegach
Męczeńskiej doliny Maioli
I walą pięściami Głowę Węża-
W czerwień i dymy dolina się stroi,
W rozmiar okopu cały świat się zwęża.
Walą się góry od Mass Albanety,
Niebo na ziemie naciera
Wtedy nerwy brzęczyków, rakiety,
Antena meldunek odbiera:
„Wykonać Karpaty! Karpaty!”
Serca łamały się długo potem.
Rano zakwitła mglista cisza.
Dymy wisiały na d rzeką Rapido,
Góra Cairo była jeszcze wyższa
Nad ziemi radością pobitą.
I znów zaczeły natarcie od rana
Kukułka, słowik i kania.
|